Obóz w grodzie warownym

 

Trochę z historii....

Byczyna-leży na północno - zachodnim krańcu Wyżyny Śląskiej, około 19 km na północ od Kluczborka w województwie opolskim. Największym atutem Byczyny jest historia. To ona sprawiła, że miasteczko postawiło na rozwój turystyki i teraz cieszy się ogromną liczbą gości, którzy coraz częściej przybywają by skorzystać z proponowanej oferty turystycznej miasta.

Zabytkowe budowle, średniowieczne mury i rycerska warownia (ze zbrojownią, kuźnią, narzędziami tortur) stanowiąca miejsce, w którym zatrzymał się czas, to tylko niektóre z walorów i atrakcji, jakie ma do zaoferowania gmina. 

W byczyńskim grodzie nie można się nudzić i dlatego w tym roku w lipcu 2017r. młodzież spędziła tam kilka bardzo atrakcyjnych dni. 

Oto jak wspominają pobyt w grodzie rycerskim: 

Przygoda z Trollami...

Czas spędzony w grodzie wypełniony był różnymi atrakcjami. Jedną z takich atrakcji była przygoda z Trollami, która na długo zapadnie mi w pamięci. 
Wszystko rozpoczęło się od niepozornych ataków stworów w nocy, których świadkiem byli niektórzy z uczestników. W czasie tych napadów nieprzyjaciel zdołał wykraść skarb naszego Sołtysa. Szczerze mówiąc, historie na początku wydawały mi się zmyślone, dopóki następnego dnia podczas zbiórki zostaliśmy zaatakowani. Dzielnie walczyliśmy broniąc naszego obozu, ale niestety jeden z naszych obozowiczów został porwany. Trolle uciekły, a my zostaliśmy bez skarbu i przyjaciela. Ale nie poddaliśmy się. Musieliśmy odzyskać to, co straciliśmy. Zebraliśmy zapasy wodnej amunicji, bo tylko dzięki takiej można było okiełznać wroga i ruszyliśmy na bitwę. Mieliśmy do pokonania dużą odległość. Wioska Nieprzyjaciela była oddalona kilkanaście kilometrów od naszego obozowiska. W czasie drogi działo się wiele, towarzyszyła nam ogromna ulewa przez całą wyprawę. Leśne stwory nie przestały nas zaskakiwać. W mniej więcej w połowie drogi musieliśmy zawrócić. Okazało się, że Trolle próbują ponownie zaatakować naszą wioskę. Zawróciliśmy, aby ratować obóz. Przed samą osadą udało nam się dopaść napastników. Zaczęła się bitwa. Po prawie 20 minutowej walce odnieśliśmy zwycięstwo. Odzyskaliśmy przyjaciela i skarb.

To była naprawdę niesamowita przygoda, pełna pozytywnych wrażeń i sytuacji, z których można wynieść coś więcej niż tylko zabawę. (Paweł) 

Nie wydajemy więcej niż mamy...!

Wszyscy smacznie spali w swoich namiotach do godziny 7:30, kiedy to zaczął dzwonić głośny dzwonek sygnalizujący pobudkę. Lekko nieprzytomna poszłam na poranną rozgrzewkę, gdzie po kilku minutach każdy się rozbudził zapachem  dochodzącym od… świnek, znajdujących się w pobliżu miejsca rozgrzewki . Od razu po śniadaniu ruszyłam z moją drużyną do pracy , aby zarobić potrzebne nam „denary” , dzięki którym mogliśmy zapłacić  za obiad, i co najważniejsze - zjeść go. Musieliśmy pamiętać o jednej zasadzie : Nie wydajemy więcej niż mamy!

Pierwszym zadaniem było uszycie własnych tunik; każda drużyna miały inny kolor. Kolejnym wyzwaniem (zwłaszcza dla chłopaków) było szydełkowanie. Po tych zajęciach poszliśmy na ciekawą prelekcję  dotyczącą średniowiecznej walki.

Ciekawe było zaprojektowanie własnego herbu i wymyślenie nazwy swojej drużyny.

Ale najtrudniejszym i największym wyzwaniem tego dnia było wystruganie nożem łyżki z kawałka drewna - przy tym zadaniu nie obeszło się bez rannych! Po skończeniu wszystkich zadań udaliśmy się na obiad. Po krótkiej przerwie tańczyliśmy różne tańce m.in. „belgijkę”. Ten dzień był naprawdę pełen wrażeń a zakończył się pyszną kolacją . (Wiktor)                                                        

Nic za darmo...

Głośny dzwięk mosiężnego dzwonka,  którym sołtys przechodząc się po wiosce zwoływał wszystkich na poranne zebranie, było fajną formą porannej pobudki. Zbiórka ta była wprowadzeniem do porannych ćwiczeń. Nawet jeśli ktoś na początku przysypiał, to po kilku „przysiadach”, „pajacykach” czy podskokach, każdy był zwarty i gotowy do dalszej pracy. Jednak przed jakąkolwiek pracą czekała nas najpierw toaleta poranna i wyczekiwane śniadanie.

Po zakończonym posiłku nadszedł czas na zajęcia z prawdziwymi średniowiecznymi nauczycielami. W wyznaczonych wcześniej grupach, przechodziliśmy po kolejno wyznaczonych punktach, w których dowiadywaliśmy się jak upleść własne wianki, rzucać nożami i toporami a także strzelać z łuku. Był też czas na wyrabianie własnych grotów u kowala i poszukiwania konkretnego typu drzewa na strzały, i łuki. Mimo różnych zajęć w ciągu tego czasu każdy znalazł coś dla siebie i wszyscy tak samo dobrze się bawili. Nawet na zajęciach z wykuwania grotów dziewczyny nie okazywały mniejszego zainteresowania i zaangażowania niż chłopcy, którzy z kolei dorównywali dziewczynom w zajęciach z wyplatania wianków. (Iza)